Literatura bez literatów – senackie pieniądze i spotkania, które nigdy nie istniały

Fundacja Otwarty Dialog otrzymała z Senatu ponad pięćdziesiąt tysięcy złotych na cykl „Londyńskich Czwartków Literackich”, których główną ideą miały być spotkania z uznanymi polskimi pisarzami. Szybko jednak okazało się, że projekt funkcjonował głównie na papierze – a nazwiska twórców wpisano do wniosku bez ich wiedzy.
Spis Treści
Literacki Londyn zbudowany z nazwisk… Które o nim nie wiedziały
Gdy w październiku w sieci pojawiły się pierwsze informacje o finansowaniu spotkań literackich w Londynie, nikt nie spodziewał się, że w tle tej kulturalnej inicjatywy kryje się cuchnąca oszustwem pustka - bez książek, bez autorów i po prostu bez faktycznych wydarzeń. Fundacja Otwarty Dialog, znana z politycznego zaangażowania i głośnych kampanii, otrzymała od Senatu 57 700 zł na promocję polskiej kultury za granicą, jednak lista uczestników projektu bardziej przypominała życzeniowy spis z Empiku niż realny plan działań.
We wniosku pojawiły się nazwiska tak rozpoznawalne jak Norman Davies, Jakub Żulczyk, Renata Grochal czy Igor Brejdygant - ludzie, którzy o swoim udziale dowiedzieli się dopiero od dziennikarzy. Ich reakcje były podobne - zaskoczenie, konsternacja, a w kilku przypadkach także podejrzenie, że ktoś wykorzystał ich reputację do uwiarygodnienia projektu. Żulczyk przyznał, że "raczej pamiętałby" o wyjeździe do Londynu, a Davies otwarcie stwierdził, że "różne osoby wykorzystują jego nazwisko w niecnych celach".
Wszystko to nie przeszkodziło jednak w przyznaniu fundacji dotacji, mimo, że partner projektu - londyńskie wydawnictwo Meridian Publishing Ltd - został wykreślony z rejestru zaledwie tydzień przed decyzją Senatu. Dokładnie tak - ta sama firma, która miała organizować i ewaluować wydarzenia, w rzeczywistości już nie istniała.
Meridian Publishing - wydawnictwo-widmo jako słup
Meridian Publishing było wydawnictwem jedynie z nazwy - w ciągu kilku lat swojego istnienia wydało kilka książek własnego właściciela oraz jedną publikację Adama Mazguły, byłego wojskowego i działacza KOD-u, wobec czego trudno jest mówić o jakiejkolwiek literackiej działalności. Wniosek złożony w Senacie wskazywał jednak, że to właśnie ta spółka odpowiada za współpracę z autorami i promocję projektu - tyle że w kwietniu 2025 roku, w chwili przyznania dotacji, wydawnictwo już nie funkcjonowało.
W zastępstwie prawdziwych pisarzy, do Londynu pojechali ludzie z zupełnie innego świata - aktywiści znani z ulicznych protestów i działań politycznych, m.in. Katarzyna Pierzchała i Rafał Łuczkiewicz, związani z "Lotną Brygadą Opozycji". Ich książki - albumy dokumentujące działalność ruchu - nigdy nie trafiły do żadnego rankingu Empiku, na który powoływał się wniosek.
Trudno nie odnieść wrażenia, że literacka przykrywka posłużyła do finansowania działalności środowisk "aktywistycznych", które z literaturą mają tyle wspólnego, co wspomniane wydawnictwo-widmo z faktycznym drukiem książek. Spotkania, które miały odbywać się cyklicznie od maja do grudnia, nie odbyły się w zaplanowanych terminach, a te, które jednak doszły do skutku, skupiały się nie na twórczości, lecz na działalności politycznej zaproszonych gości.
Senat i Fundacja Otwarty Dialog umywają ręce - winnych przecież jak zwykle nie ma
Gdy dziennikarze zaczęli pytać o szczegóły projektu, komunikacja z Fundacją Otwarty Dialog urwała się niemal natychmiast. Wiceprezes Marcin Mycielski tłumaczył lakonicznie, że fundacja "pełniła rolę operatora", a całe zamieszanie to "błąd partnera w projekcie". Piotr Surmaczyński - związany z Meridian Publishing - z kolei unikał odpowiedzi, żądając, by dalsza korespondencja była prowadzona w języku angielskim i wysyłana pocztą na adres jego nowej spółki w Londynie, co w tej historii brzmi niemal jak groteskowy epilog, którego naprawdę nikt nie chce czytać.
Senat natomiast, pytany o weryfikację partnera projektu, przyznał, że regulamin pozwala na zmianę partnera w trakcie realizacji zadania, co w praktyce oznacza, że pieniądze można przekazać, a szczegóły dopisać później. Jak dodała dyrektorka Centrum Informacyjnego Senatu, ocena projektu nastąpi dopiero po złożeniu sprawozdania końcowego.
Przedstawiona historia nie zasługuje na miano pomyłki - to zwykłe oszustwo, na domiar złego z politycznymi ideologiami w tle. Winnych afery co prawda widać jak na dłoni, jednak to wcale nie oznacza, że ktokolwiek zostanie ukarany - znamy to przecież z autopsji, gdzie zapomina się setki afer, w które uwikłani są politycy i aktywiści im sprzyjający. Tak czy inaczej, warto takie sprawy nagłaśniać i mieć je w pamięci w trakcie codziennego lawirowania między obowiązkami, a przyjemnościami.






.jpg?widthMax=220&heightMax=220¢er-crop=1&magnify=0)