Wyszukiwarka
Koszyk jest pusty.

"Powiedz pszczołom, że odszedłem" - Diana Gabaldon. Co to za książka?

Data:
Autor: Mateusz S
"Powiedz pszczołom, że odszedłem" - Diana Gabaldon. Co to za książka?

„Powiedz pszczołom, że odszedłem” – dziewiąty tom cyklu „Obca” Diany Gabaldon – nie jest już po prostu kolejnym rozdziałem historii Claire i Jamiego. To książka napisana z perspektywy zmęczenia, dojrzałości i konieczności pogodzenia się z tym, co nieuniknione. Nie ma tu fajerwerków młodzieńczej namiętności, ani prostej dychotomii dobra i zła – jest wojna, która dzieje się także we wnętrzu bohaterów, są powroty, które nie przynoszą ulgi, i relacje, które – choć pełne czułości – zostają wystawione na ciężką próbę.

Gabaldon znów zabiera nas do Karoliny Północnej końca XVIII wieku, ale tym razem robi to nie po to, by snuć kolejną przygodową opowieść - raczej po to by zapytać, co zostaje, gdy już wszystko zostało powiedziane? Czy da się jeszcze opowiadać o miłości, kiedy świat wokół rozpada się szybciej niż można go poskładać? I czy ci, którzy przeżyli, rzeczywiście wygrali?

"Powiedz pszczołom, że odszedłem" - o czym jest ta książka?

Akcja powieści toczy się w roku 1779, w cieniu amerykańskiej rewolucji, której echo dociera nawet na odległe wzgórza Fraser's Ridge. Jamie i Claire - po latach rozłąki, podróży i prób ocalenia tego, co najważniejsze - powracają do swojego domu. Ale dom to już nie azyl, tylko miejsce prowizorycznego spokoju, stale zagrożonego przez wydarzenia większe, aniżeli osobista historia.

W tym świecie, w którym wszystko zdaje się być w zawieszeniu - między wczoraj a jutrem, między lojalnością a zdradą - nawet codzienność nosi w sobie napięcie. Nie ma tu linii frontu, ale wojna toczy się podskórnie: między sąsiadami, braćmi, wewnątrz rodzin i samych siebie.

W tym samym czasie Brianna i Roger - wraz z dziećmi - wracają z XX wieku, przynosząc ze sobą nie tylko wiedzę o tym, co nadejdzie, ale też nowe wyzwania dla teraźniejszości. Ich obecność burzy pozorną równowagę i uświadamia, że to, co miało być wyborem między epokami, staje się wyborem moralnym.

Gabaldon nie pisze już o podróżach w czasie jako atrakcji. To powieść o rodzinie rozdartej między epokami, ale zrośniętej wspólnym przeznaczeniem - o miłości, która przetrwała już niemal wszystko i być może tylko dlatego może teraz doświadczyć tego, co najtrudniejsze... trwania.

Rodzina w ogniu rewolucji - motywy przewodnie powieści

W centrum tej opowieści nie stoi już miłość romantyczna, lecz coś znacznie bardziej kruchego i skomplikowanego - rodzina. Gabaldon pokazuje ją nie jako wartość stałą, ale jako organizm poddany próbie ognia - rozciągnięty między pokoleniami, rozdarty między lojalnościami, wystawiony na próbę przez historię, która nie bierze jeńców.

Kiedy ogień rewolucji zbliża się do drzwi, każdy członek rodziny musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie o to, gdzie przebiega granica między troską, a poświęceniem - między wolnością, a odpowiedzialnością. A odpowiedzi na te pytania - jak to u Gabaldon - nigdy nie są oczywiste.

Czas, który nie leczy ran

W świecie "Powiedz pszczołom, że odszedłem" czas nie jest lekarstwem - jest raczej przypomnieniem. Rany, które bohaterowie noszą, nie znikają, lecz wchodzą z nimi w nowe relacje. Dla przykładu, Claire niesie pamięć śmierci i ratowania życia jednocześnie, a Jamie - ciężar strat, których nie da się unieważnić nawet przez nowe początki. Nie ma tu katharsis, nie ma oczyszczającej przemiany - jest raczej pogodzenie się z tym, że pewne cierpienia zostają, wrośnięte w skórę jak stare blizny. 

Bliskość i oddalenie

Choć Fraserowie mieszkają pod jednym dachem, nie są wolni od napięć - przestrzeń wspólna nie zawsze oznacza wspólne przeżywanie świata. Brianna i Roger wracają z XX wieku nie tylko z inną wiedzą, ale i z innym doświadczeniem czasu, które trudno pogodzić z rytmem życia w XVIII wieku. To, co dla jednych jest rzeczywistością, dla innych jest przeszłością - albo przyszłością.

Gabaldon portretuje rodzinę, która próbuje być razem, choć każde "razem" jest tu trochę inne. Między Claire a Jamiem wciąż istnieje głęboka intymność, ale nawet ona nie chroni przed pytaniami o to, ile jeszcze można wytrzymać, zanim odejdzie się w sobie - choć fizycznie wciąż się trwa.

Historia i fikcja - jak Gabaldon osadza akcję w realiach epoki?

Czytając sagę Gabaldon, można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że autorka nie rekonstruuje XVIII wieku - ona go zamieszkuje. Jej świat nie jest tłem, lecz zwartą materią codzienności, gdzie każda decyzja bohaterów - od tego, co jedzą, po to, komu wierzą - jest osadzona w konkretnej historycznej dynamice, gdzie kolonialna prowizorka spotyka się z nadciągającym zgiełkiem rewolucji.

Autorka nie fetyszyzuje szczegółów epoki, ale czyni je funkcjonalnymi - nie po to, by zachwycić kostiumem, lecz by pokazać, jak historia przenika intymność. W tym świecie nie da się oddzielić miłości od polityki, wiary od przetrwania, a fikcja - choć fikcją pozostaje - opiera się na precyzji, która wyklucza przypadek.

Wątki poboczne, które zostają z czytelnikiem na dłużej

W "Powiedz pszczołom, że odszedłem" to, co znajduje się na marginesie, często okazuje się najbardziej przejmujące. Historia Williama, syna Jamiego, który wciąż nie zna prawdy o swoim pochodzeniu, naznaczona jest nie tyle dramatyzmem, co głuchym napięciem - jakby życie pod powierzchnią codzienności czekało na pęknięcie. Jego relacja z Lordem Johnem Greyem - formalnie chłodna, emocjonalnie niejednoznaczna - wprowadza do powieści temat niemożliwej bliskości, lojalności, którą trudno skategoryzować.

Z kolei Lizzie, służąca Claire, i jej nietypowa relacja z bliźniakami Beardsleyami, przypomina, że w świecie Gabaldon nie obowiązują proste modele rodziny, ani uczucia wycięte z szablonu. Nie są to wątki rozwinięte w sposób centralny, ale to właśnie ich półcienie budują atmosferę całości. To one zostają z czytelnikiem po lekturze - nie przez swoją spektakularność, ale przez intymny ciężar, który Gabaldon potrafi nadać nawet pozornie bocznej postaci.

"Powiedz pszczołom, że odszedłem" - czy to na pewno koniec sagi?

Formalnie to dziewiąty tom, a według zapowiedzi Gabaldon - przedostatni. Ale w świecie, który funkcjonuje raczej na zasadach wewnętrznego krążenia, aniżeli liniowego rozwoju, "koniec" nie jest kategorią par excellence oczywistą. Bohaterowie, których poznaliśmy dekady (i setki stron) wcześniej, nie dążą nawet do żadnego finału - raczej trwają, układają się ze światem, który wciąż się zmienia, choć ich uczucia już dawno osiągnęły stan nasycenia. To nie opowieść o tym, jak coś się kończy, ale o tym, jak długo można utrzymać sens w rzeczywistości, która nieustannie się rozpada.

Jeśli więc czytelnik oczekuje zamknięcia - w rozumieniu ostatecznego domknięcia wszystkich wątków i postawienia kropki - to może się rozczarować. Ale jeśli potraktuje tę książkę jako kolejny akt długiego życia, którego nie da się podsumować jedną sceną, jednym zdaniem, jednym pożegnaniem - wtedy "Powiedz pszczołom, że odszedłem" stanie się tym, czym jest naprawdę - opowieścią o tym, co zostaje, kiedy wszystkie opowieści już wybrzmią, a człowiek zostaje sam ze swoją pamięcią.



Polecane artykuły